niedziela, 9 września 2012

Rozdział Pierwszy.



 Dobra, czytasz na własną odpowiedzialność. 


 *Oczami Esme (opis wczorajszego dnia)*

Obudziłam się rano, gdzieś koło 10tej. Dziś akurat miałam wolne od pracy. Wstałam i poszłam do łazienki, skorzystałam z porannej toalety. Podeszłam do umywalki. Jej biały kolor przemieniał się już w żółty, a na jej brzegach znów była świeżo zaschnięta krew z ran mojej matki, które na nowo zadała sobie żyletką. "Znowu to robi, jak ją znam nawet nie poszła do tego lekarza..." Przeszło mi przez myśl. No, nic wzięłam do ręki jakąś szmatkę i zaczęłaś zmywać. Jeden z włosów leżących przy odpływie przykleił się do moich świeżo zadanych sobie ran, lecz moje były z zupełnie innego powodu. "No kurczę świetna rodzinka..." pomyślałam. Wyjęłam włos z rany, przemyłam twarz w czystej już umywalce i poszłam się ubrać. Była sobota, a ja uwielbiałam swój stary, przedarty już T-Shirt i bardzo luźne, krótkie spodenki. 'Ale cóż, nie zrobię ze sobą tego, co moja matka'. Idąc do swojego pokoju zauważyłam, że jej drzwi są niedomknięte, podeszłam więc bliżej i uchyliłam je lekko. Siedziała na środku łóżka, plecami do wejścia. Jej włosy były potargane, ubrania już brudne po kilku tygodniach noszenia, a w ręku trzymała butelkę najtańszej jak to tylko możliwe wódki. Pewnie dlatego wokół łóżka leżało ich już kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt. Weszłam do niej, po raz pierwszy od kilku ładnych tygodni chciałam się do niej odezwać. -Mamo, nie możesz tak.... -Wyjdź.- Przerwała mi. -Nie chcę cię widzieć.- dodała. Wyszłam tak, jak cię prosiła. Śmiercią mojego ojca się nie przejmowała, miał polisę na życie, a ona i tak już od kilkunastu lat go nie kochała. Od razu chodziła na imprezy, stała się bardziej rozrywkowa niż połowa osób w mojej szkole razem wziętych. Była taka do dnia, w którym poznała Jake'a. Był on przystojny, muszę przyznać. Ale nic więcej, ale moja matka go pokochała, od razu. Niedługo potem się wprowadził, i razem chodzili na te balety. Pewnego dnia Jake zaczął mnie molestować. Mówiłam to mamie, ale twierdziła, że zmyślam. Wierzyła mu bezgranicznie, a on z dnia na dzień stawał się coraz śmielszy. W końcu, pewnego razu gdy odrabiałam lekcje Jake mnie zgwałcił. Było to na dzień przed tym, co jak widać nieodwracalnie zmieniło moją matkę. 
Owego dnia moja matka miała pilne wezwanie w pracy, musiała w trybie natychmiastowym wylecieć na Florydę. Poprosiła więc, żebyśmy do niej dolecieli i przywieźli jej rzeczy. Gdy lecieliśmy samolot stracił jeden silnik, potem kolejny. Z wielką siłą runął na ziemię. Z 300 osób na pokładzie przeżyło tylko 14. W tym ja.. Jake zginął, ledwo można go było zidentyfikować. Wtedy moja matka się załamała. Przestała jeść, tylko piła, i piła i piła. W końcu wpadła w nałóg. Winiła mnie za to, że Jake zginął. Gdy dowiedziała się, że przeżyłam ja, nie Jake tylko się rozpłakała i spoliczkowała mnie. Uważała, że to przeze mnie nie żyje. Choć od katastrofy minęło ponad dwa lata ona wciąż się nie otrząsła. Jedzenie podawałam jej w proszku, wsypując do wódki, tak, żeby się nie zorientowała. Dlatego dziwiła się, że wciąż żyje. Od mojego wyjścia ze szpitala, te ponad dwa lata temu zamieniła ze mną góra 10 zdań. Wszystkie podobnej treści jak teraz. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, cały czas o niej myślałam. W końcu zaczęłam winić się za śmierć Jake'a, ale lekarz, do którego umawiałam mamę wybił mi to z głowy. I tak żyłam z dnia na dzień wychowując się sama. Nawet miałam gorzej, bo choć z pozoru sama sobie radziła, to musiałam się też zajmować swoją mamą. Co wieczór musiałam ją wyciągać z pokoju, żeby poszła się wykąpać, czy choćby przemyć. Musiałam utrzymywać ją i siebie, podjęłam więc pracę w sklepie spożywczym, pieniądze z polisy mojego ojca już dawno przepiła. W szkole uczyłam się dobrze. Nie byłam jakimś kujonem, ale też nie przeciętną uczennicą małego liceum. Chciałam się dostać na dobre studia, toteż musiałam mieć świetne wyniki w nauce. Dlatego też, ostatnio coraz trudniej było mi pogodzić pracę, szkołę i opiekę nad mamą. Nie miałam też żadnych przyjaciół. Dziewczyny już nie chciały się ze mną przyjaźnić, nie wiedziałam dlaczego. Ale w sumie dla mnie to było lepsze, nie chciałam znów się zawodzić na ludziach. Przeszłam trzy straty przyjaciół. Prawdziwych przyjaciół, nie takich tam kolegów, z którymi czasami się widywałam. To był kolejny nóż w serce, otrząsnęłam się po tym, ale straciłam 90% wiary w ludzi, po prostu bałam im się na nowo zaufać. Co prawda sporo, naprawdę sporo kolesi w szkole się za mną uganiało, sama, z wieloma kompleksami, ale muszę przyznać, że jestem bardzo atrakcyjną młodą kobietą. Ale uganiali się za mną sami palanci, albo tacy, na których nie zwracałam uwagi. Czasem samotność tak mi doskwierała, że przyjmowałam zaloty na przykład jakiegoś przystojnego baseball'isty, ale później on mnie zdradzał z jakąś plastikową, ze sztucznym biustem od bogatych rodziców niunią. Byłam na tym świecie zupełnie sama, a do tego musiałam walczyć o przetrwanie i wychowywać swoją matkę. Dużo czasu też poświęcać na naukę. I te niespełnione miłości... Samotność, i straty przyjaciół sprawiały, że już nie mogłam wytrzymać. Zadawałam sobie rany żyletką. To pomagało mi zapomnieć choć na chwilę o mojej matce, to o nią martwiłam się najbardziej. 
Starą, tępą, zużytą żyletką. Fale bólu zalewały mnie niemal natychmiastowo, gdy próbowałam te tępe końcówki wbić sobie w wewnętrzną część nadgarstka. Stąd te wszystkie rany na rękach. Próbowałam je zakryć jak tylko można, udawało mi się,, nikt ich nie widział, a przynajmniej udawał, że nie widzi. Przerwałam kolejną dawkę przemyśleń, wróciłam do swojego pokoju, zaczęłam się ubierać. Nic na dzisiaj nie planowałam. Założyłam więc starą, troszeczkę poprzecieraną w niektórych miejscach flanelową koszulę w grubą, czarno niebieską kratę, jeansowe, nowe spodenki z flagą europejską na kieszonce, a na nogi nałożyłam neonowe converse'y, które dostałam na tydzień przed śmiercią taty. Blond włosy, sięgające do pasa rozczesałam i pozostawiłam rozpuszczone, na wypadek, gdybym się tak bardzo nudziła, to żebym mogła się nimi pobawić. Zrobiłam naprawdę delikatny make-up, choć nie wiedziałam po co w ogóle, chyba że dla swojej satysfakcji. Moja naprawdę idealnie czekoladowa karnacja doskonale kontrastowała z białymi skarpetkami. Poszłam do kuchni, zajrzałam do szafki po czym wzięłam z niej jedną butelkę taniej wódki, którą mama trzyma w zapasie. Zawołałam bąbla, kundla, który przypałętał się do nas, jak jeszcze byłam dzieckiem i powiedziałam, żeby ze mną poszedł. -Tylko ty mi zostałeś.- Rzuciłam do niego głaszcząc go po wyczesanej, gładkiej sierści. Wyszłam z domu i poszłam na dach, często tam przesiadywałam rozmyślając. Matka na pewno nie pamiętała co dziś za dzień skoro nie myśli nawet, żeby chodzić do toalety. A nawet jeśli kojarzyła fakty, za nic nie dałaby po sobie tego poznać, a tym bardziej nawet się odezwać do mnie na ten temat- tak zamierzałam spędzić osiemnaste urodziny. Z butelką najtańszej wódki. Piłam rozmyślając o wszystkim, co raz gadając coś do bąbla. 
To nic, że już jutro zaczynał się rok szkolny. 
Zmierzchało. 
Wypiłam dwie butelki, po czym kładąc się na dachu i oglądając gwiazdy, zasnęłam 
śniąc o niczym.

_______________________________________________________________


 Jakieś 10-11 rozdziałów.
+Każdy rozdział będzie się ukazywał co sobotę, ew. niedzielę, o 19-20, jakoś tak. 
Jeśli nie wyrobię się na czas, to oczywiście was poinformuję.
Ok, to chyba tyle, za komentarze się nie pogniewam. :P
 Dziękuję za uwagę. :3


4 komentarze:

  1. zajebisty jest! tylko rzeczywiście krótki :( ale czekam na następny I ŻEBY BYŁ DŁUŻSZY!

    OdpowiedzUsuń
  2. <3
    Ale ja chyba nie umiem długich rozdziałów pisać... :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiste!!! Mam nadzieje że jak najszybciej dodasz następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mogłabyś zmienić czcionkę na normalną? :D

    OdpowiedzUsuń